czwartek, 15 marca 2012

Don't hate me, czyli o hejtingu

Tydzień temu udzieliłem w programie "Baloony Show" (ToSięWytnie.pl ma szczególny dar wymyślania tytułów, przez które potem ciężko podesłać linka mamie lub cioci Krysi) wywiadu. W freestyle'owej rozmowie z jednym z najmroczniejszych reporterów społecznych - Konstantym Kwasem - poruszyliśmy między innymi temat tzw. hejtingu, czyli internetowej "mowy nienawiści".


Z internetową agresją pierwszy raz spotkałem się na krótko po podłączeniu pierwszego modemu w 1997 roku. Pierwsze mailowe listy dyskusyjne kipiały od testosteronu. I to o jakie niebanalne sprawy ludzie przerzucali się fuckami, shitami, a potem, już na polskich grupach, kurwami, złodziejami i ignorantami: czy lepszy jest Oldfield czy Belew?; czy lepszy Canon czy Nikon (do zdjęć Nikon, do filmów Canon - przyp. red.)?; do tego nieśmiertelna wojna Krakusów i Warszawki; Warszawiaków i Warszawki wspomnianej, zwanej dalej Słoikami; Prawdziwych Warszawiaków (co najmniej 3 pokolenia wstecz i dziadek musiał zginąć w powstaniu) i Przyjezdnych (dziadkowie tych wieśniaków zdradziecko przeżyli powstanie), etc.

Był to, i nadal jest, hejting ogólnonarodowy. Wraz z YouTube'em i ogólnie z rozwojem wizualnej strony Internetu (w końcu można pokazać ryja, a nie tylko nick na forum) nastała zupełnie nowa era cyberagresji - sfrustrowana ogólną chujowością świata młodzież zaczęła masowo produkować komentarze, wyładowując w nich swój żal, rozczarowanie, próbując "dokopać" tym, którym coś się udało, poza zabiciem 13 dzików w World of Warcraft i wyciśnięciem porannego pryszcza na dupie. Najwięcej radochy z czytania zapewniały mi pogróżki, że ktoś mnie zabije tak jak ja kota w jednym z odcinków "Gotuj z Shebenem", oraz te o tym, że dzieci w Etiopii głodują a ja jedzenie marnuję.

Jednak hejterskie komentarze zdarzały się rzadko, przez 5 lat uzbierałoby się może z kilkadziesiąt. Do czasu, gdy wystąpiłem gościnnie jako prowadzący program Upd@ate w ToSięWytnie.pl.

Pomysł był prosty - wkręcić dzieciaki, że ich ulubiony prowadzący Dakann odchodzi z programu i zastąpi go nowy prowadzący. Przylazłem na kacu do studia, przeczytałem z promptera to, co Dakann napisał (stąd w ogóle zajawka, że prowadzący nie lubi swojej roboty na dzień dobry). I poszło. Łukasz Skalik ostrzegał, że będzie grubo, ale nie wiedziałem, że aż tak. Prawie 1000 komentarzy, w tym min. 90% to czysta agresja. Przy okazji tej negatywnej promocji program zrobił 377 tys. wyświetleń. Jak ktoś ma ochotę: Upd@te 232.


Paradoksalnie najłatwiej zdystansować się do tych najbardziej wulgarnych, bo one praktycznie nie mają odniesienia do tego, co robisz. Pośmieją się z ciebie, że jesteś "grubą świnią", "zarośniętą małpą", "pipą" i poczują się dzięki temu lepsi. Potem ci sami, po obejrzeniu czegoś innego, lub nawet tego samego, ale w innym nastroju, piszą "sheben git", "daje rady", "wróc do update'a". I ci też są od razu hejtowani za to. Nieskończona rzeka gówna. Ale z czasem się na to uodparniasz.


Poza wulgarnymi komentarzami na temat mojej fryzury, ubioru, nadwagi, zachowania, preferencji seksualnych, pojawiają się takie, które które naprawdę mnie irytują. Nie znoszę, gdy ktoś próbuje oceniać merytoryczną jakość mojego "dzieła" nie oglądając go. Mam ochotę każdą taką osobę zepchnąć kijem z mostu, wyłowić, zgwałcić analnie wędzoną makrelą i spalić na stosie śpiewając piosenki Krzysztofa Daukszewicza. Nie ma opcji, nie godzę się na to. Nie widziałeś - nie pierdol!  Sam też nie oceniam filmów jak nie widziałem. Tzn. oceniam, ale nie dzielę się z nikim swoją oceną, po prostu nie idę do kina, nie oglądam. Nie podoba mi się Julia Roberts - zmieniam kanał. Wkurza mnie Kamil Du. - przerzucam na Jarosława Gu.

W czasach Facebooka hejterzy nie kryją się za wymyślnymi (bo z Tolkiena, z filmu lub gry) nickami, ale firmują wszystkie swoje wypowiedzi własną twarzą, imieniem i nazwiskiem. Gdyby człowiek się nudził, można po kolei - ku zdziwieniu wielkiemu autora tekstu - zgłosić do prokuratury popełnienie przestępstwa. Ale - jak pokazuje życie - to nie jest dobra droga. Widać, ludzie nadal nie lubią kapusiów.

Czy rzeczywiście polska młodzież jest szczególnie wypaczona, zawistna i skłonna do bardzo ostrego krytykowania, czy jest to światowy trend?  A może to polityka portali, dla których nie jest ważny ani content, ani cel, w jakim użytkownik wszedł na stronę, ale "kliknięcie", odsłona reklamy? Jakby nie patrzeć, nie ma nic za darmo, nawet w internecie.

Kończąc, zostawię was z kawałkiem, z którego zaczerpnąłem tytuł.Don't hate me 'cause ja fajny jestem ;)




wtorek, 13 marca 2012

Rude, rude, rude.. epilog.

... a może po prostu chodzi o to, że akurat te wybrane rude są piękne? Bo na mieście to różnie z tymi "rudymi" bywa. Jeździcie komunikacją miejską? W większości są to stare baby, które akurat "rudością" postanowiły przykryć siwiznę, dużo jest zaniedbanych dwudziestoparolatek z tłustawym, ale rudym, owłosieniem głowy. No i zostaje pewnie max. 5% od których nie można oderwać wzroku. Czyli identycznie jak z każdym innym kolorem włosów (*).

Napisałem najprawdopodobniej najgłupszą notkę świata tylko po to, by czymś umotywować to, co widać poniżej <3 :)


 




































 


A, i pamiętajcie:


* testowano organoleptycznie.

niedziela, 4 marca 2012

Rymowana rzeczywistość

Kolejny raz usłyszałem zachwyt nad teorią zawartą w tekście do piosenki "Polska Rzecz(nie)pospolita", mówiącą o tym, że wypowiedź rymowana jest za prawdę uważana. Otóż chciałbym na wstępie poinformować, iż teoria autorów miała co najmniej kilku, ale nie pamiętam kogo poza mną, więc nie ma znaczenia to co przed chwilą napisałem, ale skoro i tak nikt nie czyta tego bloga to mogę sobie pozwolić na takie oto zdanie - bez sensu - bla bla bla, myk, video:


"Słowo kraj rymuje się przecież ze słowem raj. A jak się rymuje to na pewno to jest prawda" - śpiewa poeta zachrypłym głosem, wygłaszając jedną z najbardziej odkrywczych teorii XXI wieku. Żeby nie być gołosłownym rzucę przykładową garść - na początek - przysłów:

- kwiecień-plecień bo przeplata trochę zimy trochę lata = rym = prawda;

- nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka = rym = prawda;

- w marcu jak w garncu = rym = prawda;

- nie wywołuj wilka z lasu = brak rymu = nieprawda, więc wywołuj; 

- baba z wozu koniom lżej = brak rymu = nieprawda, gdyż jak na wozie nie ma baby to chłop na pewno zajedzie do gospody i trzeba będzie stać przed bramą bite osiem godzin o suchym pysku a potem ciągnąć wóz do domu w nocy, bez świateł i woźnicy... yhym, "koniom lżej", jak nic...

Przykłady potwierdzające szczególnie widoczne są w piosenkach. Przytoczę kilka wybitniejszych:

- szła dzieweczka do laseczka = rym = prawda, no bo pewnie szła kiedyś;

- a było nas trzech / w każdym z nas inna krew = rym = prawda, koniec końców jeden został alkoholikiem, o drugim nikt nie pamięta (nawet nikt nie wie, czy żyje, bo nikt nie wie kto to był w ogóle), a trzeci został Erikiem Claptonem; 

- czerwone maki pod monte cassino / zamiast wody piły polską krew / po tych makach szedł żołnierz i ginął, / lecz od śmierci silniejszy był gniew = rym = prawda, oczywistość! spróbujcie wstawić zamiast "polską krew" "krew szwaba" - nijak się to nie rymuje, bo to nieprawda, że pod Monte Cassino zginął jakiś 16-latek z Kolonii, którego marzeniem było zaliczyć panią od biologii.. z własnej woli tam nie trafił.. ale to nieprawda, bo się nie rymuje.

Kolejnym - oczywistym - przykładem jest poezja. Rymowana poezja jest prawdziwa, nawet jeśli zawiera rymy "białe", to jednak jakieś rymy są:

- szlachetne zdrowie / ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie co cię stracił = rym + rym biały = prawda;

- kiedy się wypełniły dni / i przyszło ginąć latem, / prosto do nieba czwórkami szli / żołnierze z westerplatte = rym = prawda, bowiem na Westeplatte zginęło (w/g różnych skrajnych wersji) od 12 do 21 Polaków, więc co najmniej 3 "czwórki" były, a Gałczyński wcale nie napisał tego ironicznie, więc nie było głupotą wbijanie tego wiersza na pamięć w podstawówce i ten kurwa patos bohaterów oddających życie za ojczyznę;

- stań u drzwi. / Bagnet na broń! / Trzeba krwi! = rym = prawda, się rozumie samo przez się, Polak albo musi wpakować sąsiadowi kosę pod żebro, albo na Czechosłowację napadnie, samochód niewinnym ludziom podpali, itd.;

- zielona łąka / puszczam se bąka = rym = prawda (znam autora, więc wiem);

- nic bardziej zwierzęcego niż czyste sumienie = rym biały = prawda.

Rymotwórcza etymologia słów to dziedzina nowa, ale już ma rewelacyjne rezultaty badań. W opublikowanym w 2009 roku przez Instytut  raporcie zawarto blisko 200 słów pochodzenia rymotwórczego. Słowne rymotwory powstają na wskutek zbicia się w jednosłów dwóch słów, które się nie rymują, powstałe nowe słowo powinno się natomiast rymować z jednym ze starych słów, np.:

- krzesło - jest to tzw. przeniesienie palatelizacyjne, pochodzi od słów nie szło, gdyż jak już się na czymś siedziało to się nigdzie nie szło, i stąd rymowane krzesło - nie szło;

- głośnik - to zbitka słów głośny nocnik; głośnikami nazywano nocniki, do których sikanie budziło dzieciaki w całym żłobku;

- sracta - to z kolei połączenie słów srać i ACTA; czysta rymowana prawda;

- chuj - jest to zbitka słów cholero stój, stąd słowa chuj i stój się rymują, a więc są prawdziwe (nie muszę tłumaczyć dlaczego).

Nierymujące się zbitki i hasła nie muszą być nieprawdziwe, często wyrywamy coś z kontekstu a rym nie następuje w kolejnym wersie, ale dopiero w drugiej zwrotce, i jest o wiele subtelniejszy niż Kazikowe "już" i "pokrył kurz". Jednakże istnieją nierymujące się słowa, które nijak do siebie nie pasują  tak pod względem rytmiki, jak i logiki:

- polityk - prawda;
- nielegalna - marihuana;
- kara - śmierci;
- Bin - Laden;
- mam dużego;
- itd.

Wniosek jest prosty: to nie człowiek tworzy rymy, żeby dopasować do siebie słowa, ale słowa dopasowują człowieka do rymowanej rzeczywistości.

A na koniec rymowany obrazek. Do miłego.