niedziela, 13 maja 2012

MAMY TO, KUŹWA!!! :)))


Nananananana! Hahahahahaha! Nagrywara właśnie skończyła wypalać ostatecznego mastera do "Twojej starej. Baśni". Pracę nad filmem skończyliśmy wczoraj z Jankiem i Wojtkiem, udźwiękawiając scenę pożaru rybackiej osady Przerośl (w dwie godziny po tym jak dostałem wyrenderowane sceny od Adriana i Michała, rok robią a zrobią, dobre chłopaki;). I tak, kuźwa, mamy to! Kochana Ekipo, jesteście kurwa zajebiści, i każda Wasza godzina na planie i poza nim miała ostatecznie kolosalny wpływ na efekt końcowy. Więc - cóż - dziękówa :D

Można otwierać szampany lub browary, ale dzisiaj tylko po jednej lampce / butelce, bo zrobić film, pomimo ogromu pracy (czego na ekranie i tak nie widać poprzez niedołężność aktorską głównego bohatera, ale to na marginesie) to 1/3 sukcesu. 1/3 leży w rękach przemiłych dziewczyn: Justyny i Gosi, które zajmują się dystrybucją naszego dzieła, no a  do pełni szczęścia potrzebni są widzowie.

Zobaczcie zwiastun i szturmem na kina. Pytajcie w lokalnych kinach o to - poczują, że można na tym zarobić to sami do nas przyjdą ;) A jak film zarobi to druga część rzuci na cyce i cegłówką w potylicę!


Jakby komuś mało było "włochatej małpy" to krótki wywiad, który dawno temu zrobiła ze mną koleżanka Sylwia, a o którym zupełnie zapomniałem. Co mówię - nie ważne, gdyż przekaz prawdziwy nadaję alfabetem morsa poprzez machanie trampkiem.  


Fragment, którego nie będzie na video (szloch Wolińskiej zagłuszał moje wypowiedzi;), bo nie, ale to w sumie ważne:

Sylwia: Skąd imię głównego bohatera?
Sheben: Eugeniusz. To imię mojego zmarłego na raka ojca... Chciałem, żeby zagrał komendanta w naszym serialu "Porucznik Marlon", ale nie zdążyliśmy. Film dedykuję Gienkowi, główny bohater nie mógł nazywać się inaczej.


Do zobaczenia w kinach!

Koko koko... You'll never beat the Irish!

Siedzimy przy ognisku, jest ciepła, majowa noc. Nagle przychodzi sms o tajemniczej treści: "koko koko euro spoko". Pomimo braku 3G udało nam się zapoznać z tym dziełem. Na ekranie starsze (by nie rzec: stare, bo nie o to chodzi) śpiewają o piłce nożnej. Inteligenty człowiek wytrzyma góra 17 sekund.


Po powrocie z majówki okazało się, iż to jest nasz - polski - hymn na Euro 2012. Na początku myślałem, że to żart, dwa kolejne dni przecierałem oczy. Nie wypada nawet tego komentować chyba.

Dla porównania spójrzcie na hymn reprezentacji Irlandii. Delikatnie przerobiony folkowy klasyk Rocky Road To Dublin i dodany wojowniczy zaśpiew You'll never beat the Irish, do tego zamiast zespołu starszych dziwnie ubranych pań - banda przystojnych, dobrze śpiewających irlandzkich piłkarzy.


Irlandczycy mieli więcej szczęścia w losowaniu grup i trafili na Włochy, Hiszpanię i Chorwację, nie muszą się więc martwić o wejście do ćwierćfinału, przyjadę i dadzą z siebie wszystko... No i - kto wie, nigdy nie pokonasz Irlandczyków!


piątek, 20 kwietnia 2012

Film z momentami i golizną z filmów

To było prawie jak rytuał. Starzy wychodzili, zamykałem drzwi na klucz, odpalałem odtwarzacz VHS (moja kochana Mama miała kupić w NRD magnetowid.. przywiozła odtwarzacz, więc moje szanse na zostanie drugim Spielbergiem zostały już wtedy ograniczone do zera; na pocieszenie dostałem wpiździec haribo), wyciągałem z szafki "Nagi instynkt" (nie tam jakieś niemieckie erotyki, nic z tych rzeczy), przewijałem do kultowej sceny z Sharon Stone (nigdy nie można było zostawić kasety na momencie, ze względu na ryzyko przypału). Miałem tak z wieloma filmami,  i prawie każdy z moich kolegów tak miał.. Rekordzista - Łukasz O. - przyznał, że oglądał tę scenę ponad 200 razy, aż najzwyczajniej w świecie zniszczył taśmę.


Coś w tym musi być, że oo 15 latach jedyne co pamiętamy z filmu "Porucznik Kwiatkowski" to piersi Renaty Dancewicz, z "Kingsajzu" - Jacka Chmielnika skaczącego po nagiej Kasi Figurze, z "Czterech pancernych" - Poli Raksy twarz, etc.


Wyobraźcie sobie, że ktoś, dla własnej i ludu uciechy, wziął te wszystkie VHS'y, poprzewijał, pozgrywał, pomontował i wrzucił do sieci w postaci 35-minutowej kompilacji. Film umieszczony jest na serwisie z filmami dla dorosłych, jednak sam w sobie nie zawiera pornografii - są to, bądź co bądź, fragmenty klasycznych kinowych filmów. Nie przestraszcie się - na dzień dobry wita nas brutalna scena z filmu Mike'a Leigh, ale później jest generalnie łagodniej:


Najgorzej jak człowiek siedział, jadł jakiś budyń i oglądał ze starymi "film po dzienniku", kiedy nagle parka na ekranie zaczynała radośnie baraszkować. Na was też rodzice patrzyli się na nas jak na zboczeńców, oczekując odwrócenia wzroku, lub - co najbardziej żenujące chyba - odwracając uwagę rozmową? Na ekranie zaczyna się sapanie, nagle matka pyta czy lekcje odrobione. Marlon Brando niezbyt romantycznie obchodzi się z Marią Schneider w "Ostatnim tangu w Paryżu", ojciec wyjeżdża nagle z tekstem, że chomik zdechł, bo przegryzł kabel od tostera. To było gorsze niż rzucanie kapciem w ścianę, gdy człowiek się zapomniał i zaczynał zbyt głośno wyć do Księżyca. Jak w telewizji jeden koleś rozwalał drugiemu łeb rodzice niewzruszenie żuli kotlet schabowy, panierowany, wiadomo. Tabu. Ale nie o tym chciałem...

Oczywistym jest, że momenty wyrwane z kontekstu, na żywca wycięte z ram scenariusza, całkowicie tracą swój pierwotny sens - stają się się marnej jakości filmami erotycznymi, na które warto rzucić okiem dla klimatu, no i z sentymentu.